Antaya
i jej grzecznie uporządkowana szafa
Antaya była wyjątkowo grzeczną i uporządkowaną dziewczynką. Dokładnie tak samo jak jej szafa. Tam każda rzecz miała swoje miejsce i przeznaczenie. Wszystko było odłożone na właściwą półkę, powieszone według kolorów i posegregowane według okazji. Antaya układała tam nawet te ubrania, których nie lubiła: przydługie spodnie po starszej siostrze, znoszone sukienki po kuzynce i nietrafione prezenty od wujostwa. Na wszystko znalazła miejsce. „Nie marudź!” – często słyszała. „Uśmiechnij i grzecznie podziękuj.” A więc nie marudząc i uśmiechając się grzecznie, układała na półkach kolejne klocki wysłużonych ciuchów.
Czasami wpadało coś zupełnie nowego. Takie okazy lądowały na wieszakach! Przyglądała im się z zachwytem, oswajając w sobie myśl o włożeniu czegoś, co pachnie niepospolitą świeżością. Co rano długo gapiła się na słupki starannie ułożonych ubrań, zastanawiając się po co sięgnąć. Widok uporządkowanych i wypchanych po brzegi regałów, czasami jednak ją przytłaczał. Ilość niechcianej garderoby i nienaganne jej ułożenie zdawały się być namacalną miarą jej posłuszeństwa. Nie lubiła tego odczucia. Szybko przełykała rosnące w gardle przytłoczenie, chwytała pierwszą rzecz z góry i zerkając w lustro powtarzała, to co słyszała najczęściej: „Porządek w szafie, to porządek w głowie”.
Gdy Antaya stała się kobietą, grzeczność ustąpiła miejsca wyrafinowanej dyplomacji, porządek zaś urósł do rangi perfekcji. I tak, skończyła studia, które były zapowiedzią należycie poukładanej kariery zawodowej, podjęła pracę w wysoce zhierarchizowanej korporacji i weszła w związek z dobrze uporządkowanym życiowo mężczyzną.
Szafa stała się jej metodą na życie. Uchylała drzwi każdemu kto zapukał lub choćby stanął na progu jej życiowej garderoby. Dla wszystkich i wszystkiego znajdowała odpowiednie słowo i miejsce. Aby nie pogubić się w gąszczu regałów, zaczęła je oznaczać: „Nie lubię”, „Nienawidzę”, „Muszę”, „Powinnam”, „Należy”, „Warto”, „Trzeba”, „Wypada”, „Obowiązkowo”, „Właściwe”, „Mile widziane”, „Zasadne”, „Na wszelki wypadek”. Dało się tam również zauważyć takie etykietki jak: „Uwielbiam”, „Pragnę” i „Chcę”. Co prawda były najniżej położone, jednak rozsądek i społeczne trendy nakazywały, by i takie rzeczy pielęgnować.
I tak przez lata Antaya dostawiała kolejne regały i uzupełniała wieszaki. Aby nikt nie zarzucił jej bezmyślnego postępowania, czasami odważyła się coś wyrzucić. Co prawda rzadko to robiła, za to z wdziękiem i dyplomacją godną podziwu. Zawsze znalazła odpowiednie słowa, by zracjonalizować powód i usprawiedliwić swoje zachowanie. Nigdy też nie zostawiała po sobie poczucia opuszczenia. Odsuwała się powoli, niemal niepostrzeżenie, zapewniając o swojej sympatii. Stała się perfekcyjną szafiarką z dyplomatycznym sznytem i wierzyła, że to co robi jest wynikiem jej wrodzonej empatii.
Wraz z wielkością szafy i ilością regałów, rosło jednak w Antai poczucie przytłoczenia. Perfekcja i porządek zdawały się uginać pod ciężarem wielu sytuacji. Coraz trudniej było również z dyplomacją, która stawała się męcząca i nie zawsze pudrowała jej społeczne egzemy. Czuła, że zmiana jest nieunikniona. Coraz częściej słyszała jak półki w jej głowie skrzypią i widziała jak uginają się pod ciężarem zbyt wielu niechcianych lokatorów. Wieczorny ból stał się standardem, tak jak i lampka wina przed zaśnięciem.
Antaya wiedziała, co jej nie służy. To odczucie szło w parze z każdym otwarciem szafy. Zapragnęła zmiany na głębokim poziomie. Zrozumiała, że tym razem porządek nie może oznaczać przegrupowania i usunięcia kilku najbardziej frustrujących szmat. Nie miała już siły na kolejną udawaną metamorfozę. Chodziło o coś znacznie więcej. Gdyby mogła zionąć ogniem, wszystkie rzeczy spłonęłyby wraz z krzykiem, który z siebie wydała. To był krzyk złości wobec siebie, wobec wiary w moc posłuszeństwa, wobec życia w cieniu oczekiwań innych, wobec biernego podążania za ich słowami. Zdała sobie sprawę, że każda rzecz w jej szafie była utkana z lęku – przed krytyką, złą oceną, przykrym komentarzem, nielubieniem, niekochaniem, pogardą i opuszczeniem. Nic, co miała przed oczami nie było utkane z miłości do siebie. To była tylko sterta okładek do wielu historii na jej temat. Chwyciła pierwszą marynarkę: „Korporacyjny taliowany pancerz!” – zaśmiała się przez łzy, które coraz obficiej spływały po policzkach. Poczuła przyjemny skurcz w żołądku na myśl, o tym, co postanowiła zrobić. Otworzyła okno i cisnęła marynarką o chodnik. Potem już wszystko po kolei lądowało na podłodze. Regał po regale, półka po półce. Antaya szarpała, darła, pruła, odrywała, cięła, gniotła i rzucała o ścianę. Kiedy wszystkie kłamstwa legły w strzępach, zapakowała je do worków i wyrzuciła do kontenerów. „Jeśli dopadnie mnie poczucie winy będzie ono żerować tam, gdzie jego miejsce – w śmieciach.” – pomyślała wyrzucając ostatni worek.
Kolejne dni nie były proste. Ilekroć Antaya chwytała za klamkę garderoby, otwierały się w niej wszystkie wyuczone na pamięć schematy. Każda myśl i każdy gest uruchamiał w niej automatycznie, niczym zapadka w drzwiach po naciśnięciu klamki, utrwalone przez lata programy. Gdy Antaya słyszała pukanie, w jednej sekundzie włączał się w niej tryb „grzeczne powitanie i uprzyjmy small talk”. Usta same otwierały się, gotowe, by zaprosić do środka. Trzeba było dużej uważności i odwagi, by nie dać się zwieść starym, jednak nadal sprawnie działającym, odruchom.
Pierwsze zamknięcie drzwi i pierwsza odmowa stały się jednak tak uwalniającym doświadczeniem, że Antaya zapragnęła sięgnąć głębiej. Dyplomację zamieniła w łagodnie wyrażaną szczerość a perfekcjonizm w przenikliwą uważność. A jej szafa? Nie było potrzeby jej niszczenia. W końcu była całkiem przydatnym meblem. Wypełniła ją wieszakami, pozwalającymi mieć dużo lepszy wgląd w gromadzoną zawartość. Do tego zlikwidowała drzwi, by zyskać więcej światła. Nie miała też zamiaru niczego chować przed światem. To, co w sobie odkryła było tak piękne, że zapragnęła się tym dzielić (robiąc spory bałagan w głowach słuchaczy!). Poczuła uwolnienie. Poczuła też, że to dopiero początek zmian.
2 komentarzy
Wiadomości Interia
Służysz społeczności blogowej, pięknie przy tym składasz frazy. przyjmij najszczersze wdzięczności moich wyrazy 🙂
Antaya
Z wdzięcznością się kłaniam, Tobie i rymowi… i idę służyć dalej całemu wszechświatowi