Mantari
Która postanawia oddać za innych życie
„Umęczon pod Ponckim Piłatem, ukrzyżowan, umarł i pogrzebion” – słowa powtarzane przez tłum, wywołały na twarzy Mantari podskórny uśmiech – kilka kamieni milowych Jezusowego życia z zabawnym reliktem przeszłości uczepionym fleksyjnego ogona. Oto publiczne wyznanie wiary, gremialne uwielbienie największego ziemskiego influencera, który wspiął się na szczyt popularności po pośmiertnym coming-out’cie. Zbudował światowe zasięgi i uniósł w górę rekordową ilość społecznościowych łapek. Trener, idol, gwiazda, ekspert, moralista i celebryta w jednym. „Umarł za nasze grzechy!” – skandowali fani. „Oddał za nas życie!” – pisali w komentarzach followersi.
Mantari obudziła się z uniesionymi kącikami ust: „Jezus influencerem. Hmm…myślałam, że wyczerpałam limit ekstremalnych wątków sennych. A jednak!”
Mantari miewała zaskakujące sny. Ilość szczegółów i złożoność wydarzeń czyniła je wyjątkowymi. Często budziła się z poczuciem, że wraca z czasoprzestrzeni, w której doświadczała tak samo intensywnie jak w tak zwanej rzeczywistości. Po drugiej stronie powiek, wszystko wydawało się równie realne i równie ważne. Jednak niemal każda nocna podróż pozostawiała pewien niedosyt… Rzadko kiedy mogła domknąć wątek, zamknąć sprawę lub wyjaśnić do końca sytuację. Po wybudzeniu się zostawała z fragmentem wypowiedzi lub obrazu. Tak też było i tym razem: „Oddał za nas życie” – ostatnie słowa, jak mantra, odtwarzały się w jej głowie przez resztę dnia.
Tyle razy miała już okazję je słyszeć. Tyle razy mówiono jej o wielkim poświeceniu Jezusa, o jego śmierci za grzechy, o odkupieniu ludzkich win. Dopadło ją silne przekonanie, że zwyczajowa interpretacja nasiąknęła prastarą stęchlizną. Woń była tak nieprzyjemna, że w pierwszym odruchu, miała ochotę ominąć ten temat szerokim łukiem, czując lęk przed grzebaniem w słowach okrzykniętych jako nietykalnie święte. Ciekawość prawdy była jednak silniejsza. „Wielkowiekowy głuchy telefon – pomyślała – ktoś powiedział, ktoś usłyszał, ktoś napisał, ktoś zinterpretował, ktoś powtórzył… Po wielokroć powtórzył… Aż w końcu wszyscy w to uwierzyli.”
Mantari nie mogła wymazać z pamięci komentarza pod jezusowym postem. Im częściej do niego wracała, tym bardziej uświadamiała sobie, że dosłowne poświęcenie swojego życia, trącało absurdem.
— To się nie klei. Nie w przypadku Jezusa. Może w tamtej chwili, ludzie wyciągnęli z tej sytuacji tylko to, co zobaczyli oczami umysłu, a powinni byli zobaczyć oczami duszy. Muszę o tym z kimś pogadać! – powiedziała do siebie i uśmiechnęła się na myśl o spotkaniu z NIM – influencerem wszechczasów.
Już dawno przestała pojmować Jezusa jako ukrzyżowaną ikonę wyniesioną na wyżyny świętości. Dla niej był po prostu starszym bratem w podróży. Obieżyświatem, który dawno temu spakował walizkę i wybrał się w drogę poza czasem. Przez większość jej życia był poza zasięgiem, jednak od kilku miesięcy spotykają się, w metafizycznej aplikacji zwanej medytacją lub modlitwą, jak kto woli. Tu zawsze jest dostępny, tuż za kilkoma głębokimi oddechami, w intymnej strefie ciszy wolnej od jakichkolwiek myśli i oczekiwań. Tym razem było tak samo.
— Jestem, moja święta siostro – przywitał się swoim zwyczajem i usiadł obok Mantari.
— Śniłeś mi się, wiesz? Byłeś influencerem wszechczasów! – powiedziała od razu. Twoje eventy budowały miliardowe zasięgi, a twoje wystąpienia motywacyjne doczekały się tłumaczeń we wszystkich językach świata. Było też dużo hejtu i niezrozumienia. No i oczywiście traumatyzująca końcówka, godna niejednego medialnego show, takiego jak „Mam talent” albo „X factor” – Jezus słuchał z rozbawieniem. W tym finałowym odcinku – ciągnęła Mantari – pozostawiłeś wszystkich w przekonaniu, że się dla nich poświęcasz, a ściślej oddajesz za nich swoje życie.
— W tych słowach jest zbyt wiele intelektualnej interpretacji, a zbyt mało odczuwania intencji przekazu, czyli rozumienia sercem.
— Jaką więc miałeś intencję mówiąc, że oddajesz za nas życie? Ludzie myślą, że ich przed czymś uratowałeś, że to był wielki akt zbawienia, heroiczny czyn… – powiedziała Mantari czując, że i ona trwała przy tej interpretacji większość swojego życia.
— Nie pozwól nikomu myśleć, że się poświęciłem. W miłości, tej prawdziwej, nie ma miejsca na poświęcenie. Nie traktuj mnie jak wielkiego zbawiciela, który niesie pomoc biednym małym ludziom. Zrozum, że ja jedynie pomagałem i nadal pomagam samemu sobie. Ponieważ ty jesteś mną. Ja jestem jednym z tobą. I ty jesteś jednym ze mną.
— Z rozumieniem „jedności” bywa różnie… Dla większości to nie do ogarnięcia. „Jak ja malutki człowiek, mogę być jednocześnie nim – wielkim Chrystusem?” – zastanawia się większość. Trudno im nawet sformułować takie wyobrażenie. „Jestem jego cząstką, mam w sobie boski pierwiastek” – ooo… to już prędzej. To takie mniej brawurowe! Większość żyje w poczuciu oddzielenia, a jedność rozumieją jako zgromadzenie – takie wiesz, na wiecu, w czasie manifestacji, z transparentami w dłoni i okrzykami na ustach. To jest dla nich jedność.
— A więc stań przed nimi i oddaj za nich życie, a wszystko zacznie się zmieniać!
Mantari osłupiała.
— Podobnie jak ty kiedyś na wzgórzach Golgoty, tak ja dzisiaj mam stanąć na…. Placu Wolości na przykład i oddać za nich życie?
— Albo na Placu Zbawiciela, jeśli wolisz – wtrąca Jezus wyraźnie rozbawiony. Zrozum, mówiąc „Oddaję za was życie”, stworzyłem więź, która już na zawsze połączyła mnie z wami. Jesteście w mojej świadomości i będziecie tu tak długo dopóki nie postanowicie się obudzić. Oddajesz życie, czyli odrzucasz postrzeganie drugiej osoby przez pryzmat ludzkich doświadczeń. Przestajesz patrzeć na formę, a zaczynasz patrzeć na to, co jest pozacielesne, na świadomość, która istnieje zawsze. Bo przecież istniejesz jako świadomość, która ma tylko chwilowe poczucie własnej indywidualności.
— Więc chodzi o to, by wyzbyć się patrzenia na kogoś przez pryzmat jego wcielenia, jego życiowej gry? – pyta Mantari i ciągnie dalej swój wywód, jakby chciała mieć całkowitą pewność tego, co właśnie do niej dotarło. – Odsuwam na bok to, kim jest drugi człowiek, jak wygląda i jaką rolę odgrywa: czy idzie obok mnie i płacze nade mną, czy też przybija mnie gwoździem do krzyża. No tak… przecież cielesność jest tylko chwilowym hologramem wyświetlanym przez naszą świadomość.
— Odczytałaś sercem. Oddając za kogoś życie, rozpuszczasz ludzki pierwiastek – usuwasz z pola widzenia człowieka, a zostawiasz istotę zrodzoną z Boga. Inaczej mówiąc, wylogowujesz się z gry i rozpoczynasz życie poza złudzeniami.
Mantari otworzyła powieki. Potarła zaszklone oczy i objęła rękoma lekko rozedrgane ciało. Spotkania z Jezusem wywołują w niej pewien rodzaj rozczulenia i tkliwości… Oto wróciła do swojej gry – jakże serio wyglądających złudzeń. Przed nią jeszcze kilka plansz. W polu jej świadomości właśnie zagościło nowe doświadczenie związane z oddawaniem życia – ważnym kamieniem milowym na drodze przebudzania się.
Oddać za kogoś życie to po prostu przestać z nim grać. Wylogować się i być z kimś naprawdę.