Imera usiadła na krawędzi pomostu. Zanurzyła stopy w lekko rozkołysanym jeziorze. Czuła na sobie ciepły dotyk słońca. Pierwszy dzień długo wyczekiwanego urlopu zapowiadał się spokojnie.
Wzięła głęboki oddech, pochyliła głowę nad lustrem wody i… zastygła w bezruchu. Zamiast zwyczajowego zbolałego odbicia, ujrzała w wodzie swoją twarz wypełnioną nieludzko szerokim uśmiechem:
– Kim jesteś? – zapytała zdziwiona i pochyliła się jeszcze bardziej, chcąc przyjrzeć się sobie bliżej.
– Jestem Świadomością. Twoją Świadomością.
– Czego chcesz? – rzuciła w obronnym odruchu.
– Poruszać się w tobie. Znudziło mi się patrzeć jak z wolna umierasz.
– Ja? Umieram? – po ciele Imery przebiegł dreszcz zaskoczenia. – W sztuce przetrwania nie mam sobie równych! – dodała dumnie.
– Nie jesteś tutaj po to, żeby przetrwać. Jesteś tutaj po to, żeby żyć – powiedziała łagodnie Świadomość.
– Walczę o to, by każdy mój dzień był dobrym dniem.
– I w tym problem. Ciągle walczysz.
– Nie wiem skąd jesteś i coś ty za jedna, ale najwidoczniej nie jesteś stąd. Tu wszyscy walczą o siebie. – broniła swego Imera. – Walka toczyła się w niej bez przerwy. Walczyła o przekonania, rację, uczucia, wartości, własne granice i przestrzeń do życia. Walczyła w imieniu własnym, w imieniu dzieci, w imieniu słabszych. Walczyła na słowa, gesty i argumenty. Walczyła z chorobami, niską samooceną, poczuciem winy i ludzką głupotą. Walczyła z ustrojem, rządem i polityką. Walczyła wprost i w ukryciu…
– Na każdym polu toczy się walka – ciągnęła wzburzona – a Ty pojawiasz się znikąd i mówisz, że to problem. Z kosmosu się urwałaś?
– Tak jakby – odpowiedziała rozbawiona Świadomość. Ja jestem kosmosem, a ty małym statkiem kosmicznym, który przybył tu z krawędzi wszechświata. Zapomniałaś o tym i zagubiłaś się w czasoprzestrzeni, więc pojawiam się aby przypomnieć ci o tym.
– Łaaaaał! Przychodzę nad jezioro wyciszyć się i zebrać myśli, a tu taka sytuacja… Może to zbyt mocna kawa od rana albo za dużo wina wczoraj wieczorem? – Imera złapała się za głowę i zamknęła na chwilę oczy. Miała nadzieję, że to tylko osłabienie, mała paranoja, która przydarza się każdemu normalnemu zmęczonemu człowiekowi, który właśnie opuścił pole bitwy, zawiesił broń i zawarł ze światem chwilowy rozejm. Otworzyła jedną powiekę i spojrzała na rozhuśtaną taflę jeziora, mając nadzieję, że śmiejąca się i pomarszczona falami twarz zniknęła. Świadomość trwała jednak w tym samym miejscu i tylko uniosła kąciki ust jeszcze wyżej.
– No dobra – rzekła Świadomość, widząc skotłowane myśli Imery. – Zejdźmy na Ziemię i pozostańmy tutaj – nad jeziorem. Ty jesteś falą, a ja twoim jeziorem. Co ty na to?
– Ha, ha, no i wszystko jasne! – zaśmiała się nerwowo Imera, nie chcąc ze wszystkich sił wejść w retorykę Świadomości. – Jeśli już tak bardzo upierasz się przy tym, że jesteś kimś więcej niż ja, to niech Ci będzie. Jestem falą! – skapitulowała Imera. – I płynę tam, gdzie chcę. Kropka. Możesz już oddać mi moją minę i sobie odpłynąć?
– A czy fala może sama sobą kierować? – ciągnęła niezwykle potulnie Świadomość. – Albo ty, Imero, czy wiesz w jaki sposób otworzyłaś oczy albo uniosłaś przed chwilą głowę?
– Wolą umysłu i siłą mięśni – odpowiedziała szybko, bez zastanowienia.
– A kto kieruje wolą umysłu i kto daje siłę Twoi mięśniom?
– Ja sama!
– Ty, czyli kto? Co za „ja”? Kto w Tobie kieruje wolą umysłu i daje siłę mięśniom?
– A czy to takie ważne? Coś tam we mnie!
– Imero, istnieje coś, co zna cię lepiej niż ty znasz samą siebie. To „ja” w Tobie jest źródłem wszystkiego. Jest czymś więcej niż ciałem. Jest czymś więcej niż umysłem.
– Czy bez tej wiedzy, ja fala, nie dopłynę do brzegu? – zapytała ironicznie. Miała ochotę uciec z pomostu i nie ciągnąć dalej tej rozmowy. Wszystko, co usłyszała trącało absurdem. Jednak chęć walki o swoje przekonania i odzyskanie swojej dawnej miny wzięły górę. Słuchała więc dalej.
– Wszystkie fale dopływają do brzegu. Po drodze unoszą się, kotłują, pienią, opadają… Płyną wolno lub szybko, bardziej lub mniej brawurowo, bezgłośnie lub krzykliwie… W końcu łagodnie uderzają o brzeg lub z hukiem rozbijają się o kamienie. Kończą swoją przygodę i wracają do jeziora, do źródła. Przypominają sobie skąd pochodzą, co jest ich istotą i wyruszają w nową podróż. Każda z nich pragnie toczyć się swobodnie, w poczuciu totalnej wolności, w nieustannym połączeniu ze swoim pierwotnym „ja”. Rozpoczynają jednak grę zwaną życiem i tak mocno utożsamiają się ze swoją nową rolą, że często oddzielają się od źródła i postanawiają być częścią wyścigu napędzanego lękiem.
Imera zamyśliła się przez chwilę. Za nic nie chciała przyznać, że jej fala toczy się na krawędzi strachu.
– Imero, nosisz w swym wnętrzu mnie – ciągnęła świadomość – największe cudo jakie mogło ci się przytrafić, a cały czas szukasz czegoś na zewnątrz. Jak zagubiona fala. Zamiast cieszyć się podróżą, sprawdzasz swoją prędkość, porównujesz wielkość, przyglądasz się formie. Zagłuszasz swoje „ja” kolejnym wyścigiem, kolejną bitwą.…
– Czego chcesz?!!! – krzyknęła Imera. Poczuła się wstydliwie obnażona. Jakby ktoś wszedł do jej myśli, przejrzał kalejdoskop życiowych zdarzeń i pokazał najgorsze ujęcia całemu światu. Czuła się bezbronna.
– Zejdź z pola walki. Odpuść i zaufaj. Cokolwiek ci się przydarza, nie może ci wyrządzić krzywdy.
– Mam się poddać? Pozwolić, by życie toczyło się bez mojego udziału?
– Będziesz w nim bardziej niż kiedykolwiek byłaś. Pozwól, by życie toczyło się przez ciebie. By przepływało swobodnie przez każdą komórkę ciała. Wszystko, co będzie ci się przydarzać, będzie ciekawym doświadczaniem – bez lęku, bez oceny, bez wartościowania czy to jest dobre czy złe. Nie wszystko wymaga twojej reakcji. Zamiast uzbrojonej wojowniczki wyczekującej w napięciu na cios, staniesz się neutralną obserwatorką wydarzeń, która po prostu przygląda się ludzkiej grze. Usiądziesz wygodnie na widowni życia i będziesz zanosić się od śmiechu oglądając projekcję ludzkich kreacji. Z czasem nauczysz się włączać tylko te filmy, których oglądanie sprawia ci przyjemność.
– Dlaczego przychodzisz dopiero teraz? Gdzie byłaś, gdy leżałam na polu walki i nie miałam siły, by się podnieść? Gdzie byłaś, gdy zadawano mi cios za ciosem? Gdzie byłaś, gdy tłukłam innych bez opamiętania?
– Ja byłam zawsze, tyle, że zagrzebana w mule niepamięci. Dzisiaj przyszłaś tu na pomost i zapragnęłaś spokoju – dużo większego niż chwilowa cisza po wielkiej bitwie. Na moment wyciszyłaś w sobie cały hałas życia i pozwoliłaś mi wyrazić się przez ciebie. Więc uśmiecham się i przypominam, że jestem. Gotowa, by wyciągnąć cię z pola walki. Wracaj do mnie. Wracaj do źródła. Przypomnę ci kim jesteś naprawdę. A to zmieni wszystko.
Imera posmutniała, choć w tym smutku była tkliwość jakiej wcześniej nie zaznała. Poczuła bliskość dużo większą niż ta, którą znała z dotyku. Ktoś ją trzymał w objęciach silniejszych niż ludzkie ramiona. Nie miała ochoty ciągnąć dłużej bitwy na słowa… Zdjęła przyłbicę, odłożyła miecz i spojrzała w lustro wody. Poczuła ból wszystkich dotychczasowych walk… Łzy zaczęły spływać po jej policzkach prosto do wody. Uśmiechnęła się do siebie. Po raz pierwszy do siebie. Tak naprawdę.